wtorek, 26 maja 2015

Wrocław-Wilno 2014


W wakacje 2014 r. ja (Maciek) razem z koleżanką z dawnej licealnej klasy, dziś studentką matematyki stosowanej, Kają udaliśmy się do Wilna. Warto zaznaczyć, że była to jej pierwsza, debiutancka wyprawa na dwóch kółkach. Nasza podróż trwała niecałe trzy tygodnie, przejechaliśmy w tym czasie ponad 1450 kilometrów. Wyruszyliśmy 20 lipca i od samego początku delektowaliśmy się piękną Polską w pełni lata.

A to Polska właśnie
Przemierzyliśmy nasz kraj z południowego zachodu na północny wschód, odwiedzając po drodze pięć województw – dolnośląskie, wielkopolskie, łódzkie, mazowieckie i podlaskie. Przekroczyliśmy trzy największe polskie rzeki – Wisłę (koło Nowego Dworu Mazowieckiego), Odrę (jeszcze we Wrocławiu) i Wartę (przy jeziorze Jeziorsko). Odwiedziliśmy dwa parki narodowe – Kampinoski oraz Wigierski, zwiedziliśmy liczne miasta i miasteczka, spaliśmy nad jeziorami, na polach, w lasach.
Szczególnie spodobała nam się Suwalszczyzna – ziemia tajemniczych Jaćwingów. Dotknęliśmy jej z każdej strony – zjechaliśmy potężną Puszczę Augustowską, pagórkowatą Sejneńszczyznę i cudowny Suwalski Park Krajobrazowy – najstarszy w Polsce.

„…Dziś piękność twą w całej ozdobie widzę i opisuję…”
Na Litwie w głowach szumiały nam wersy Pana Tadeusza, a pola, łąki, wzgórza i lasy zdawały się jeszcze bardziej bajkowe niż te z opisu Mickiewicza. Niestety, gorzej było pod kołami. Wyasfaltowane są tam tylko odpowiedniki naszych autostrad i dróg ekspresowych oraz krajowych, cała reszta to żwirowa tarka – wertepy, które ciężko przejść piechotą, nie mówiąc o jeździe rowerem obładowanym sakwami. Mieliśmy wobec tego wybór – cierp i podziwiaj albo ścigaj się z tirami.
Wilno – o którym marszałek Józef Piłsudski mówił: „całe piękno mej duszy przez to miasto pieszczone” – zachwyciło nas bez reszty. Spędziliśmy tam znakomity weekend, wędrując po ulicach i zaułkach litewskiej stolicy, wczuwając się w atmosferę „przedziwną, nieuchwytną, a jednak przemawiającą wprost do serca turysty”. Przekonaliśmy się, że to „nie tylko zbiorowisko dzieł o formalnie pięknych liniach i kształtach, nie tylko ekran wspomnień wypadków historycznych, lecz przede wszystkim skarbnica ducha”. Od kaplicy ostrobramskiej, „poprzez strzeliste wieżyczki kościoła św. Anny, majestatyczne krużganki arkadowe Akademii, aż po nieporównane w swej rozhukanej, a subtelnej fantastyczności prezbiteria u św. Jana i Dominikanów” (moim zdaniem kościół o najpiękniejszym wnętrzu) oraz monumentalne kolumny portyku katedry – przekonaliśmy się, że Wilno warte jest poznania. A jak napisał przed wojną w swoim słynnym przewodniku prof. Juliusz Kłos, „poznać Wilno – to znaczy pokochać je na zawsze”.

Inżynier-mechanik rower naprawi
Podczas wycieczki postawiliśmy stopy w dwóch szczególnie interesujących, z matematycznego punktu widzenia, miejscach. Byliśmy w geograficznym środku Polski (w Piątku) i w centrum… Europy (!), który rzekomo leży około 20 km na północ od Wilna, utworzono tam nawet specjalny park-muzeum sztuki współczesnej na świeżym powietrzu w celu podniesienia rangi tego miejsca.
Na wyprawie mieliśmy nadspodziewanie dużo, jak na moje poprzednie tego typu wyjazdy, kłopotów z rowerami. Przebiliśmy po jednej dętce, dodatkowo pękł mi uchwyt pod siodełkiem (w efekcie czego musiałem przejechać ostatnie kilkaset kilometrów na jednym półdupku), scentrowało mi się tylne koło i szwankowała piasta. Z łatwiejszymi problemami radziliśmy sobie sami, z ostatnim pomógł nam pewien starszy pan mechanik – polecony przez pracownika zieleni miejskiej na rynku w podlaskim Szczuczynie, lokalna złota rączka.
Do Wrocławia wróciliśmy pociągiem z Suwałk. Podróż trwała 25 godzin, z 12-godzinną przerwą na Dworcu Centralnym w Warszawie.

Po powrocie udzieliliśmy wywiadu portalowi miejskiemu Wroclaw.pl. Na podstawie naszej opowieści ukazał się artykuł dostępny pod adresem: http://wroclaw.pl/wroclaw-wilno

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz