niedziela, 24 maja 2015

Berlin 2012 wakacje cz.3

Podsumowanie

Była to już druga po Pradze tego typu wyprawa w moim życiu i również uważam ją za udaną. Przemierzyliśmy dużą część Polski i Niemiec, zwiedziliśmy nowe i kompletnie nieznane przez nas obszary i miasta (Puszcza Rzepińska, Świebodzin, Frankfurt nad Odrą, Berlin, region Spreewald, Chociebuż), przeżyliśmy ciekawe przygody, spędziliśmy miły tydzień w swoim towarzystwie, poznając się lepiej nawzajem.

Udowodniliśmy, że nie trzeba wcale wielkich pieniędzy, by podróżować i 20 złotych dziennie w zupełności wystarcza na zaspokojenie potrzeb człowieka. Spanie w parkach i lasach, mycie się w jeziorach i na stacjach benzynowych czy żywienie się przeważnie chlebem, nutellą, białym serem i owocami pokazuje, że jeśli naprawdę chce się oszczędzać, to jest to możliwe. Egzystowaliśmy w zgodzie z naturą, staraliśmy prowadzić się ekonomiczny i ekologiczny tryb życia, nie zaśmiecaliśmy terenów zielonych, nie niszczyliśmy przyrody, która dawała nam schronienie i pomagała przetrwać.

Starałem się korzystać z doświadczeń, jakie wyniosłem z wyprawy do Pragi. Nie wszystko udało się tak, jakbyśmy tego chcieli, ale do dużych plusów zaliczyłbym przede wszystkim brak większych kłopotów z trasą. Wybieraliśmy głównie dobrze oznakowane szlaki, przede wszystkim drogi wojewódzkie, w ostateczności fragmenty krajowych, rzadko przedzieraliśmy się przez lokalne ścieżki. Dzięki temu zazwyczaj nie gubiliśmy się i dobrze wiedzieliśmy, którędy mamy jechać.

Byliśmy także lepiej zaopatrzeni w mapy, przynajmniej po polskiej stronie – mieliśmy mały samochodowy atlas drogowy naszego kraju. Za granicą sprawdzaliśmy nasze położenie w mapach na stacjach benzynowych, a w Berlinie oprócz map na każdym przystanku komunikacji miejskiej zrobiliśmy zdjęcie mapie z zaznaczonymi zabytkami, wobec czego mieliśmy ją zawsze przy sobie w pamięci i na ekranie aparatu fotograficznego.

Staraliśmy się również wcześnie dość wstawać, by mieć jak najwięcej czasu na jazdę bądź zwiedzanie. Zazwyczaj zrywaliśmy się z naszych legowisk między 7.00 a 9.00, dwukrotnie zrobiliśmy to nawet wcześniej. W większości przypadków nie było to dla nas kłopotem, ponieważ kładliśmy się najpóźniej o 23.00, tak więc mieliśmy odpowiednio wiele godzin na wyspanie się.

Warto wspomnieć w podsumowaniu o wielkim szacunku, jakim darzony jest w Berlinie rowerzysta i o łatwości, z jaką może się on przemieszczać swoim jednośladem praktycznie po całym mieście. Wzdłuż niemalże wszystkich ulic w centrum i głównych drogach poza nim biegną ścieżki rowerowe, połączone w jedną spójną sieć. Każde skrzyżowanie wyposażone jest w specjalne światła dla cyklistów i strzałki warunkowej jazdy dla nich w różnych kierunkach. Na ulicach wymalowane są specjalne pasu ruchu, po których często poruszają się całe tabuny miłośników dwóch kółek. Nikt tam nie obawia się jazdy obok samochodów, gdyż kierowcy wykazują się zazwyczaj dużą kulturą i zrozumieniem praw oraz możliwości kolarzy. Uważam, że Wrocław mógłby się od Berlina w tej dziedzinie wiele nauczyć.

Podczas wyprawy spotkaliśmy wiele miłych i uczciwych osób, które w większym lub mniejszym stopniu pomogły nam w podróży. Do grona tego należą zwłaszcza: starsi państwo z Sobczyc, którzy ugościli nas pod swoim dachem, sklepikarka z Hammer, która podarowała nam 6 brzoskwiń, sprzedawczyni z Lipnej, która zrobiła nam kanapki czy przypadkowo napotykani niemieccy i polscy mechanicy, dzięki którym sprawniej szły nam wymiany zepsutych dętek.

Do minusów wyprawy zaliczyłbym:
·         niepewną i zmienną pogodę. Gorące słońce i niebieskie niebo co chwila przeplatały się z ulewnymi chmurami i porywistym wiatrem. Deszcz zatrzymywał nas podczas jazdy, moczył rzeczy w nocy.
·         Różnej jakości polskie drogi, po których nigdy nie wiadomo, czego można było się spodziewać. Drogi wojewódzkie, przede wszystkim nr 313 i 350 z równego asfaltu niespodziewanie potrafiły przechodzić w dziurawy bruk i kamienie, na których sakwy o mało co nie odpadały nam od bagażnika.
·         Niechęć ludzi do przyjmowania nas na swoich działkach i ogródkach – rozumieliśmy te obawy, jednak i tak były one dla nas nieco smutne i demotywujące.
·         Nasze – trzeba przyznać – zbyt słabe przygotowanie. Wyprawa była bardzo spontaniczna i szykowana na szybko, czego efektem była słaba znajomość Berlina (niewiele czytaliśmy o nim), brak map Niemiec, brak informacji o ewentualnych campingach na trasie, mała ilość zabranych narzędzi, nie najlepszej jakości namiot i zapięcia do rowerów. Nie ulega wątpliwości, że mieliśmy dużo szczęścia i przypadku, dzięki któremu wszystko przebiegło dobrze i bezpiecznie.

Mamy głęboką nadzieję, że kolejne wyjazdy, o ile do nich dojdzie, będą jeszcze lepsze, a  wszystkie niedociągnięcia zostaną poprawione i będziemy dążyć do „podróżniczej doskonałości”. Najbliższą zaplanowaną wyprawą jest eskapada nad Bałtyk (Wrocław-Łeba, 530 km), na którą zamierzamy wyruszyć 15 sierpnia, tym razem w większym, bo 5-osobowym gronie. Jedyne, czego nam brakuje, to sponsorów, dzięki którym moglibyśmy częściej jeździć, więcej zwiedzać, poznawać dalsze rejony świata.

Wyprawa w liczbach

przejechane kilometry / czas spędzony na rowerze (hh:mm)
dzień I – 125 / 06:55
dzień II – 144 / 08:02
dzień III – 125 / 07:44
dzień IV – 67 / 05:45
dzień V – 67 / 04:57
dzień VI – 129 / 07:46
dzień VII – 172 / 10:09
dzień VIII – 82 / 04:26

łączny dystans: 911 km, średnio 113,9 km dziennie
wyłączając dni IV i V (zwiedzanie Berlina) średnio 129,5 km dziennie

łączny czas jazdy: 55 godzin 44 minuty, średnio 6 godzin 58 minut dziennie

średnia szybkość podczas całej wyprawy: 16,3 km/h, największa VIII dnia – 18,5 km/h, najmniejsza IV dnia – 11,3 km/h


moje wydatki (w złotych / w euro)
dzień I – 8,20 / 0
dzień II – 10,72 / 0
dzień III – 14,10 / 0,71
dzień IV - 0 / 10,30
dzień V – 0 / 6,90
dzień VI – 0 / 4,95
dzień VII – 19,90 / 2,25
dzień VIII – 6,70 / 0

całkowity wydatek: 59,62 zł oraz 24,91 euro

przeliczając wszystko na złotówki, łącznie wydałem 163 zł, czyli średnio 20,38 zł dziennie
wyłączając zakup pamiątek ( 2,25 euro) i dodatkowych baterii do aparatu ( 4,95 euro) wydałem na jedzenie i picie 133,12 zł, czyli średnio 16,64 zł dziennie


[kupując pożywienie dbaliśmy o możliwie równy rozkład kosztów i dzieliliśmy się nim, w przypadku Roberta, który nie prowadził tak dokładnych statystyk, wydatki powinny wyglądać zatem podobnie] 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz