Podsumowanie
Była to już druga po Pradze tego
typu wyprawa w moim życiu i również uważam ją za udaną. Przemierzyliśmy dużą
część Polski i Niemiec, zwiedziliśmy nowe i kompletnie nieznane przez nas
obszary i miasta (Puszcza Rzepińska, Świebodzin, Frankfurt nad Odrą, Berlin,
region Spreewald, Chociebuż), przeżyliśmy ciekawe przygody, spędziliśmy miły
tydzień w swoim towarzystwie, poznając się lepiej nawzajem.
Udowodniliśmy, że nie trzeba
wcale wielkich pieniędzy, by podróżować i 20 złotych dziennie w zupełności
wystarcza na zaspokojenie potrzeb człowieka. Spanie w parkach i lasach, mycie
się w jeziorach i na stacjach benzynowych czy żywienie się przeważnie chlebem,
nutellą, białym serem i owocami pokazuje, że jeśli naprawdę chce się
oszczędzać, to jest to możliwe. Egzystowaliśmy w zgodzie z naturą, staraliśmy
prowadzić się ekonomiczny i ekologiczny tryb życia, nie zaśmiecaliśmy terenów
zielonych, nie niszczyliśmy przyrody, która dawała nam schronienie i pomagała
przetrwać.
Starałem się korzystać z
doświadczeń, jakie wyniosłem z wyprawy do Pragi. Nie wszystko udało się tak,
jakbyśmy tego chcieli, ale do dużych plusów zaliczyłbym przede wszystkim brak
większych kłopotów z trasą. Wybieraliśmy głównie dobrze oznakowane szlaki,
przede wszystkim drogi wojewódzkie, w ostateczności fragmenty krajowych, rzadko
przedzieraliśmy się przez lokalne ścieżki. Dzięki temu zazwyczaj nie gubiliśmy
się i dobrze wiedzieliśmy, którędy mamy jechać.
Byliśmy także lepiej zaopatrzeni
w mapy, przynajmniej po polskiej stronie – mieliśmy mały samochodowy atlas
drogowy naszego kraju. Za granicą sprawdzaliśmy nasze położenie w mapach na
stacjach benzynowych, a w Berlinie oprócz map na każdym przystanku komunikacji
miejskiej zrobiliśmy zdjęcie mapie z zaznaczonymi zabytkami, wobec czego
mieliśmy ją zawsze przy sobie w pamięci i na ekranie aparatu fotograficznego.
Staraliśmy się również wcześnie
dość wstawać, by mieć jak najwięcej czasu na jazdę bądź zwiedzanie. Zazwyczaj
zrywaliśmy się z naszych legowisk między 7.00 a 9.00, dwukrotnie zrobiliśmy to
nawet wcześniej. W większości przypadków nie było to dla nas kłopotem, ponieważ
kładliśmy się najpóźniej o 23.00, tak więc mieliśmy odpowiednio wiele godzin na
wyspanie się.
Warto wspomnieć w podsumowaniu o
wielkim szacunku, jakim darzony jest w Berlinie rowerzysta i o łatwości, z jaką
może się on przemieszczać swoim jednośladem praktycznie po całym mieście.
Wzdłuż niemalże wszystkich ulic w centrum i głównych drogach poza nim biegną
ścieżki rowerowe, połączone w jedną spójną sieć. Każde skrzyżowanie wyposażone
jest w specjalne światła dla cyklistów i strzałki warunkowej jazdy dla nich w
różnych kierunkach. Na ulicach wymalowane są specjalne pasu ruchu, po których
często poruszają się całe tabuny miłośników dwóch kółek. Nikt tam nie obawia
się jazdy obok samochodów, gdyż kierowcy wykazują się zazwyczaj dużą kulturą i
zrozumieniem praw oraz możliwości kolarzy. Uważam, że Wrocław mógłby się od
Berlina w tej dziedzinie wiele nauczyć.
Podczas wyprawy spotkaliśmy wiele
miłych i uczciwych osób, które w większym lub mniejszym stopniu pomogły nam w
podróży. Do grona tego należą zwłaszcza: starsi państwo z Sobczyc, którzy
ugościli nas pod swoim dachem, sklepikarka z Hammer, która podarowała nam 6
brzoskwiń, sprzedawczyni z Lipnej, która zrobiła nam kanapki czy przypadkowo
napotykani niemieccy i polscy mechanicy, dzięki którym sprawniej szły nam
wymiany zepsutych dętek.
Do minusów wyprawy zaliczyłbym:
·
niepewną i zmienną pogodę. Gorące słońce i
niebieskie niebo co chwila przeplatały się z ulewnymi chmurami i porywistym
wiatrem. Deszcz zatrzymywał nas podczas jazdy, moczył rzeczy w nocy.
·
Różnej jakości polskie drogi, po których nigdy
nie wiadomo, czego można było się spodziewać. Drogi wojewódzkie, przede
wszystkim nr 313 i 350 z równego asfaltu niespodziewanie potrafiły przechodzić
w dziurawy bruk i kamienie, na których sakwy o mało co nie odpadały nam od
bagażnika.
·
Niechęć ludzi do przyjmowania nas na swoich
działkach i ogródkach – rozumieliśmy te obawy, jednak i tak były one dla nas
nieco smutne i demotywujące.
·
Nasze – trzeba przyznać – zbyt słabe
przygotowanie. Wyprawa była bardzo spontaniczna i szykowana na szybko, czego
efektem była słaba znajomość Berlina (niewiele czytaliśmy o nim), brak map
Niemiec, brak informacji o ewentualnych campingach na trasie, mała ilość
zabranych narzędzi, nie najlepszej jakości namiot i zapięcia do rowerów. Nie
ulega wątpliwości, że mieliśmy dużo szczęścia i przypadku, dzięki któremu
wszystko przebiegło dobrze i bezpiecznie.
Mamy głęboką nadzieję, że kolejne
wyjazdy, o ile do nich dojdzie, będą jeszcze lepsze, a wszystkie niedociągnięcia zostaną poprawione
i będziemy dążyć do „podróżniczej doskonałości”. Najbliższą zaplanowaną wyprawą
jest eskapada nad Bałtyk (Wrocław-Łeba, 530 km), na którą zamierzamy wyruszyć
15 sierpnia, tym razem w większym, bo 5-osobowym gronie. Jedyne, czego nam
brakuje, to sponsorów, dzięki którym moglibyśmy częściej jeździć, więcej
zwiedzać, poznawać dalsze rejony świata.
Wyprawa w liczbach
przejechane kilometry / czas
spędzony na rowerze (hh:mm)
dzień I – 125 / 06:55
dzień II – 144 / 08:02
dzień III – 125 / 07:44
dzień IV – 67 / 05:45
dzień V – 67 / 04:57
dzień VI – 129 / 07:46
dzień VII – 172 / 10:09
dzień VIII – 82 / 04:26
łączny dystans: 911 km, średnio
113,9 km dziennie
wyłączając dni IV i V (zwiedzanie
Berlina) średnio 129,5 km dziennie
łączny czas jazdy: 55 godzin 44 minuty,
średnio 6 godzin 58 minut dziennie
średnia szybkość podczas całej
wyprawy: 16,3 km/h, największa VIII dnia – 18,5 km/h, najmniejsza IV dnia –
11,3 km/h
moje wydatki (w złotych / w
euro)
dzień I – 8,20 / 0
dzień II – 10,72 / 0
dzień III – 14,10 / 0,71
dzień IV - 0 / 10,30
dzień V – 0 / 6,90
dzień VI – 0 / 4,95
dzień VII – 19,90 / 2,25
dzień VIII – 6,70 / 0
całkowity wydatek: 59,62 zł oraz
24,91 euro
przeliczając wszystko na
złotówki, łącznie wydałem 163 zł, czyli średnio 20,38 zł dziennie
wyłączając zakup pamiątek ( 2,25
euro) i dodatkowych baterii do aparatu ( 4,95 euro) wydałem na jedzenie i picie
133,12 zł, czyli średnio 16,64 zł dziennie
[kupując pożywienie dbaliśmy o
możliwie równy rozkład kosztów i dzieliliśmy się nim, w przypadku Roberta,
który nie prowadził tak dokładnych statystyk, wydatki powinny wyglądać zatem
podobnie]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz